Round the World in 160 days

19/09/06 London to Singapore 17/10/06 Singapore to Sydney 04/01/07 Sydney to Christchurch 30/01/07 Auckland to Los Angeles 21/02/07 Los Angeles to New York 26/02/07 New York to London

Wednesday, January 10, 2007

Tasmania

Wiec jestesmy w Tasmanii! Zawsze chcialam sie tu znalezc i w koncu zobaczyc tego ogromnego, strasznego diabla tasmanskiego...

Wyladowalismy w Hobart, stolicy majacej przypominac Sydney, na szczescie miasto okazalo sie o wiele spokojniejsze i bardziej zrelaksowane. Pierwsza noc spedzilismy w dziwnie cuchnacej hostelii, wynajelismy super stary ale za to tani samochod na okres naszego 8-dniowego pobytu i oczywiscie znaleslismy o wiele przyjemniejsze miejsce, w ktorym spedzilismy swieta.

W miedzy czasie, nie tracac czasu, ruszylismy na Polnoc do tajemniczego, nawiedzonego duchami
Port Arthur, gdzie wybralismy sie na nocna wyprawe po opuszczonym wiezieniu dla skazancow z Wysp Brytyjskich, okolicznych nawiedzonych, niezamieszkalych domach, (przynajmniej przez nikogo zywego, jak zapewnial nas nasz nocny przewodnik). Ta cala wyprawa z pochodniami w rekach okazala sie niezla zabawa, nie widzielismy zadnych duchow, ale atmosfera byla i tak nieprzyjemna, ze wzgledu na wydarzenia sprzed kilkoma laty, kiedy to na jedna z takich wypraw wtargnal jakis szalony i zastrzelil okolo 30 ludzi.

Nastepnego dnia wrocilismy do Hobart. Aby wprawic sie w bardziej wesoly i swiateczny nastroj, zarezerwowalismy stolik w pobliskiej restauracjii na wigilijny wieczor i wybralismy sie na pasterke. 25 grudnia nie musielismy nic wiekszego planowac - lalo jak z cebra caly dzien i do tego wysiadl prad. Wiec pijac wino, grajac w karty i objadajac sie zarciem z grilla, zorganizowanym dla wszystkich w hostelii, spedzilismy te magiczne swieta. Pozniej tylko wywolalam maly alarm pozarowy, kiedy to uparcie staralam sie czytac przy swieczce... poza tym swieta byly spokojne;)

W koncy ruszylismy na nasza wyprawe po Tasmanii. Pierwszy cel: Wineglass Bay. Po drodze zaliczylismy pare fajnych miejsc, nocowalismy dziko w jedym z wielu narodowych parkow (trzeba bylo kupic karte aby moc wjechac do jakiegokolwiek z nich, ale wystarczyla nam ona do konca naszego pobytu) i odwiedzilismy park dla dzikich zwierzat (w koncu widzialam tego ogromnego diabla...i wiele innych slodkich australijskich zwierzatek:)

Po wspinaczce na wzgorze, aby jedynie moc zobaczyc ta piekna dzika zatoke i rozkoszowac sie przepieknym widokiem, postanowilismy powspinac sie na powazniejsza gore, Cradle Mt. Wedrowka byla na prawde warta wysilku, nawet mimo tego, iz nie mielismy pozadnych buto na ta wysoka gore ( ok 2400m...)moj bohater dotarl na sam szczyt, ja jedynie wspielam sie na skaly, poprzedzajace szczyt.
Niewiarygodne jak otoczenie i roslinnosc zmieniala sie wraz z wysokoscia, na dole trawa i male drzewa palmowe, wyzej wodospady i dziki busz a na samym szczycie same skaly i duzo slonca:)Nacykalismy mnostwo niezlych zdjec.

W drodze powrotnej do Hobart, zwiedzilismy kolejne parki narodowe, niezliczona ilosc starych budowli i pieknych mostow oraz nawet dom kultury polskiej.

Tasmania to piekne miejsce, pelne dzikiej natury, roslinnosci, gor, jezior oraz niezliczonej ilosci zabitych przez szalonych kierowcow zwierzatek, lezacych na pobocznych drogach:(

Australia pt. 6 - More Western Australia

After a loop of the south east of the state we drove straight back upto Perth through a huge storm of locusts then spent the night camping on a back street in the port suburb of Fremantle being kept awake by saturday night pub goers and train workmen until at 3am deciding enough was enough and driving to the beach.

around the town and had a look in one of the free naval history museums before leaving the big city and beginning theThe following morning, we had a walk 820km trek north to shark bay world heritage area for breakfast where the dolphins visit the beach each morning. We managed to get as far north as the Frenancit National Park on that afternoon just in time to see the sun go down on the eerie stone formations in the Pinacles desert. Quite a sight.

It was then a matter of spending the next couple of days g remaining 600km of driving through outback whilst setting through thetopping at some fantastic beaches, vast white sand dunes and a couple of small towns before spending one of the hottest, sweatiest nights ever, camped up at the "Overlander Roadhouse". With the hot 40 degree air full of red dust and no cold water it was pretty miserable. It was either swelter inside the van or open the windows and get bitten to death by mosquitoes. Add to that, the flies in their thousands that just would not leave us alone and the thunder of roadtrains trucking past through the night, no, it wasn't particularly pleasant.

However, the following day, we got out to the shark we spent the next few days on the beach feeding dolphins and generally lazing about. I also had a memorable evening out running in the bush and nearly stepping on a huge red kangaroo which was snoozing under a bush. It jumped upbay peninsula where starring me in the face and scarred the cr@p out of me before legging it off into the distance.

After the long drive back to Perth, which we managed to do in record time, it was then a couple of days of exploring the city, heading down to the beaches and illegally camping in various parts of town.


We also managed to watch one of englands not so good days in the Ashes series against australia at the WACA whilst getting sunburnt.

From here, we dropped off the van then headed off to the airport for adelaide.